Może i ja skrobnę parę słów o tej maszynce:)
Golenie MNŻ zacząłem kilka miesięcy temu, jak wiele osób od Wilkinson'a Classic. Swoją drogą uważam, że jest to świetna maszynka, szczególnie za te marne grosze, które kosztuje. Po pewnym czasie używania WC przypomniało mi się, że gdzieś, kiedyś walała się po domu stara maszynka mojego ojca. Okazało się, że wcale się nie walała, tylko spędziła ostatnie 20 lat w szufladzie. Na szczęście nie była to szuflada w toalecie, więc maszynka przeleżała w te 20 lat w suchym i komfortowym miejscu:) Od ojca dowiedziałem się, że maszynka była przez niego użyta kilka razy, co mogę potwierdzić, gdyż jak daleko pamiętam, tato nosił brodę :D I tak oto stałem się posiadaczem Wizameta W-6 w idealnym stanie :)
Poczytałem co nieco na forum o Wizamecie W-6 jak i całej reszcie maszynek tego producenta. Niektórzy faktycznie sobie chwalili, ale większość opinii raczej nie była pochlebna. Problemem szczególnie niebezpiecznym (oraz szczególnie powszechnym) miało być nierówne ułożenie żyletki. Ale jak to się mówi: raz kozie śmierć, więc postanowiłem wypróbować ten cud techniki rodem z PRL. Założyłem żyletkę, pooglądałem z każdej strony i wszystko wydało mi się w porządku.
Pierwsze golenie to była masakra. Myślę, że ilość krwi nie ustępowała ilości użytej w filmie "Martwica mózgu" Petera Jacksona. Ogoliłem się na trzy przejścia. Właściwie to nie byłem ogolony. Jedyne co uzyskałem to podrażnienia na cały tydzień. Od razu przypomniały mi się słowa ojca: "Nie gol się tym bo sobie potniesz całą mordę!" :D Wtedy byłem przerażony. Teraz wiem, że wyrobiłem sobie okropną pianę (z przeterminowanego kremu Makler) i prawdopodobnie to było przyczyną.
Za drugim razem właściwie było podobnie. Z tą różnicą, że użyłem piany z puszki, gdyż jeszcze trochę miałem. Znowu gęba pocięta i czerwona przez tydzień. Po tym powiedziałem sobie: "O nie, tego dzieła szatana nie będę używał!". Pewnie jest krzywa i nie nadaje się do niczego.
Maszynka leżała sobie w pudełku i czekała na wystawienie na Allegro, tudzież ostatnią podróż do śmietnika. Ale jak to często bywa coś mnie po pewnym czasie podkusiło do kolejnego golenia. Znowu załadowałem żyletkę, pooglądałem, niby okej. Tym razem, mając już większe doświadczenie wybełtałem sobie ładną pianę, ogoliłem się..... i stał się cud! Gęba pięknie ogolona, bez żadnych zacięć i z niewielką ilością podrażnień. Od tego czasu goliłem się nią już ładnych kilka razy i muszę przyznać, że jest to na prawdę fajna maszynka. A początkowe "przygody" były najpewniej wynikiem słabej piany oraz mojego słabego doświadczenia.
Wszystkie przyjemne golenia tą maszyną miałem w konfiguracji: W-6 + żyletka ISANA + krem Lider. Być może technologia z PRL wymaga po prostu kosmetyków w odpowiednim klimacie? :D Dzisiaj zakupiłem sobie tubkę Warsa i będę testował dalej :D
Na koniec kilka fotek: